Czym się różni agent od idioty? Krótka instrukcja dla bezbronnych, pozaparlamentarnych działaczy politycznych

mar 19, 2022 | Aktualności

Z podręczników KGB, które wpadły w latach 60-tych i 70-tych w ręce CIA, wynikało, że sowieckie służby specjalne (zarówno KGB jak i GRU) znacznie większą wagę przywiązywały do stosowania na Zachodzie  tzw. „środków aktywnego działania” (ŚAD) niż do tradycyjnego szpiegostwa. Dzięki szpiegostwu można było np. wykraść różne tajemnice technologiczne, ale dzięki ŚAD Sowieci byli w stanie skutecznie destabilizować sytuację w państwach demokratycznych i tzw. „Trzecim Świecie”.

Patrz np.:

 

Środki aktywnego działania

Jednym ze środków aktywnego działania była np. dezinformacja czy też operacje z udziałem tzw. agentów wpływu, którzy mogli być politykami, dziennikarzami, artystami etc., wpływającymi prosowiecko na zachodnią opinię publiczną czy też kierującymi istotnymi instytucjami na Zachodzie w sposób korzystny dla KGB/GRU, czytaj dla państwa sowieckiego. Agent wpływu mógł świadomie działać na korzyść ZSRS, ale mógł też być tzw. „nieświadomym multiplikatorem”, czyli osobą wspierającą politykę Związku Sowieckiego, ale nieświadomie,

 

Zachodnia opinia publiczna wyobrażała sobie często, że Sowieci destabilizowali czy nawet niszczyli instytucje, uznane przez Sowietów jako niebezpieczne dla ZSRS, przy pomocy swych agentów. Jednak KGB i GRU zazwyczaj stosowały inną metodę. Dzięki potajemnej sowieckiej protekcji na czele takiej instytucji umieszczany był nie tradycyjny agent, (którego można było przecież kiedyś zdemaskować, co groziło skandalem), lecz zwyczajny idiota. Jeśli istytucją będzie kierował człowiek mało inteligentny, wcześniej czy później, instytucja ta ulegnie rozkładowi. Ta strategia przynosiła sowieckim służbom specjalnym znakomite efekty.

 

Na marginesie trzeba zauważyć w tym miejscu, że od 30 lat Sowieci/Rosjanie nie muszą specjalnie wysilać się na terenie Polski, gdyż funkcjonujący w państwie system selekcji (wybory, konkursy etc.) jest tak alogiczny, iż na kierowniczych stanowiskach (od kierownika gminnego domu kultury po członków parlamentu i rządu) najczęściej osadzani są ludzie z ilorazem inteligencji porównywalnym np. z tym Władysława Gomułki. Polacy więc sami wyręczają Rosjan, jeśli chodzi o stosowanie tego rodzaju środków aktywnego działania.

 

Agenci czy idioci?

Bardzo często w Polsce (zwłaszcza w środowiska, które same określają się mianem „prawicowych”, choć naprawdę takimi nie są) mówi się o działaniu obcych agentów, którzy szkodzą interesom Polski, czy też jej segmentom – np. opozycji pozaparlamentarnej. Po części jest to prawda, ale agentami są w tym przypadku ludzie zatrudnieni w polskich służbach specjalnych. Swego czasu opozycja „prawicowa” była inwigilowana przez rządowe służby specjalne. Teraz inna opozycja inwigilowana jest przez innych rządzących (np. Pegazus), itd.

 

Rządzący zawsze mają interes, by kontrolować opozycję (jaka by ona nie była) także przy pomocy rządowych służb specjalnych. Zainteresowanie tychże wzbudzają także pozaparlamentarne ruchy z dwóch powodów. Po pierwsze (i to akurat jest wytłumaczalne) władza (w każdym kraju) chce wiedzieć, czy nie tworzą się jakieś ugrupowania ekstremistyczne, które mogą sięgnąć po terror. Po drugie jednak władza (i tu mamy już do czynienia z jej nadużyciem) inwigiluje grupy, które w demokratyczny sposób dążą do wygranej w wyborach.

Takie pozaparlamentarne ugrupowania władza (i to nie tylko ta obecna) zarówno kontroluje, ale czasami dąży do ich likwidacji, jeśli stanowiłyby one poważną konkurencję polityczną.

Nowo powstałe grupy jest stosunkowo łatwo rozbić, gdyż są one ciągle w stadium tworzenia.

Służby specjalne nie muszą w takich operacjach posługiwać się profesjonalnymi agentami. Wystarczy, jeśli zastosują metody podobne do tych wyżej opisanych sowieckich.

 

W tym przypadku posłużenie się idiotą jest nie tylko mniej kosztowne, ale i mniej ryzykowne. Zawsze bowiem istnieje jakieś prawdopodobieństwo, że profesjonalny agent na etacie państwowych służb specjalnych może zostać zidentyfikowany i wówczas mamy mały skandal. Idiota natomiast bezkosztowo i bez ryzyka może wyrządzić jeszcze więcej szkód niż agent. Można oczywiście nieco podszkolić idiotę w sposobach demontażu ugrupowania, które w pewnym momencie może wydać się politycznym zagrożeniem dla rządzących. Wówczas idiota jest jeszcze bardziej skuteczny w operacji rozbijania nowego środowiska politycznego.

 

Nieświadomi multiplikatorzy

We wspomnianych wyżej podręcznikach KGB znajdujemy instrukcje dla sowieckich oficerów werbujących tajnych współpracowników (np. agentów wpływu) lub nieświadomych multiplikatorów, określające grupy ludzi najbardziej podatnych na werbunek. Zasadniczo są cztery motywy podejmowania współpracy z tajnymi służbami: korzyści majątkowe, szantaż, względy ideologiczne oraz kompleksy. Trzy pierwsze są oczywiste. W przypadku numeru 4 możemy mieć do czynienia na przykład z kimś, kto ma jakąś widoczną wadę (np. jąka się, nie ma kończyny etc.) lub ciągle czuje się niedoceniany. Wówczas przynależność do potężnych służb specjalnych nadaje mu wartości.

 

By skutecznie rozbijać nowe ugrupowanie polityczne etatowy agent służb specjalnych  (rzadko) lub nieświadomy multiplikator (często równoczesnie idiota), musi najpierw wejść w struktury, zyskać zaufanie. Często więc prezentuje się „towarzyszom broni” jako ideowy człowiek, często głęboko wierzący w Boga lub jakieś idee polityczne/ekonomiczne. Na przykład przedstawia się w swym środowisku jako ortodoksyjny wyznawca religii, teorii ekonomicznej (najczęściej prawicowej) lub jako ideowy „radykał-rewolucjonista”. Nikt nie może mieć wątpliwości, iż jest to człowiek wyjątkowo uczciwy.

 

Gdy już osiągnie pewną pozycję w swej grupie, przystępuje do jej demontażu. Najpierw ostrożnie sonduje reakcje współtowarzyszy, starając się wyeliminować z szachownicy wieże czy konie. Jego propozycje dezorganizują pracę grupy. Następnie przystępuje do kasacji królowej lub nawet samego króla. Eliminacja króla oznacza wyjęcie silnika z samochodu. Pojazd nie jest w stanie ruszyć z miejsca. Zadanie zostaje wykonane. Oczywiści do zniszczenia grupy wystarczy często działanie mniej ryzykowne. Wystarczy systematyczna dezorganizacja pracy grupy poprzez absurdalne propozycje działania.

 

Demontażu może dokonywać zarówno nieświadomy multiplikator (który może nawet wierzyć w słuszność swego działania) jak i osoba, która nie musi być na etacie służb specjalnych, lecz wykonuje ich polecenia ze względu na szantaż.

 

Jak wiemy, znaczna część materiałów komunistycznej Służby Bezpieczeństwa została zniszczona lub skradziona przez funkcjonariuszy, część jest nadal tajna. Jeśli ktoś na przykład współpracował z SB, a w IPN nie ma jego teczki, która to dokumentuje, może być szantażowany ujawnieniem dokumentów, jeśli te znajdują się w posiadaniu obecnych służb specjalnych RP lub zagranicznych (np. rosyjskich czy niemieckich).

 

Swego czasu badałem w Berlinie materiały Stasi w Instytucie Gaucka. Odnajdywałem tam dokumenty, których na próżno szukałem w IPN. Warto więc dzisiaj zerknąć nie tylko do teczek Instytutu Pamięci Narodowej, ale także do akt Stasi.

 

Jak działają agenci?

Jak rozpoznać osobę, która może mieć zamiar szkodzić grupie? Zabiega ona o pozyskanie danych osobowych jak największej liczby członków ugrupowania, choć jest to zbędne z punktu widzenia jej funkcji i działania. Krytykuje coraz większą ilość akcji grupy, nawet wówczas, gdy jest oczywistym, iż jest to niesłuszna krytyka. Wprowadza atmosferę nieufności czy nawet wrogości w grupie. Proponuje realizację projektów nierealnych lub wprost mogących kompromitować grupę (nawet poprzez nomenklaturę, którą proponuje). Stosuje zasadę projekcji, czyli przypisuje swoje cechy (wady) innym ludziom.

 

Idealnym (z punktu widzenia służb specjalnych) nieświadomym multiplikatorem jest osoba, której psychika jest tylko częściowo zaburzona (duże ego, a przy tym kompleksy, wyobrażenie, że jest samcem alfa, widzenie w adwersarzu wroga), z drugiej zaś strony zdolna do intrygi, podstępu etc.

 

Wśród ludzi, którzy chcieliby działać w polityce, jest bardzo dużo niespełnionych samców alfa, którzy – dla służb specjalnych – są idealnym materiałem na nieświadomego multiplikatora, zdolnego do zniszczenia każdej inicjatywy, którą władza w danym momencie uzna za groźną dla siebie. Dlatego – podobnie jak to miało miejsce kiedyś w przypadku KGB –  służby specjalne nie potrzebują etatowych agentów. Wystarczą im opisani tutaj nieświadomi multiplikatorzy.

 

P.S.

Już niedługo Telewizja ANTYPARTIA rozpocznie na stronie www.antypartia.org  prezentację historii rosyjskich i sowieckich służb specjalnych w cyklu programów pt.:

Od Iwana Groźnego do Władimira Putina”.

 

Marek Ciesielczyk

Autor pierwszej w języku polskim historii rosyjskich i sowieckich służb specjalnych